Łukasz Ogórek

Życzenia (mam nadzieję, że to możliwe)


Życzenia



Tydzień później, siedząc w całkowitym mroku naprzeciw Łukasza Ogórka, każdy z nas, chcąc nie chcąc, musiał przypomnieć sobie ten wieczór sprzed siedmiu dni, kiedy przed nim i jego kamerą, w zupełnej jasności, mówiliśmy o pracy, jaką chcielibyśmy zobaczyć w galerii w najbliższy piątek. Wchodziliśmy pojedynczo, zostawiając za sobą kolejkę oczekujących przed drzwiami, by w pełnym świetle powiedzieć o własnych życzeniach. Każdy ma jakieś. I teraz siedzimy z nim twarzą w twarz. Fluorescencyjny pasek w oparciu naszego fotela, przed chwilą jeszcze jedyne źródło niepewnego światła, przykryty jest już szczelnie naszymi plecami, zaś prace, których sobie życzyliśmy, i o których on teraz nam opowiada, są zbyt niewidoczne, by wskazać je palcem.

Jest w tych życzeniach szczególny rodzaj troski, by nie przekazywać obcowania z dziełami sztuki w uścisk bezosobowej narracji. By nie oddawać tego doświadczenia jakiejś instancji tworzącej hierarchię wartości, określającej miejsce danej pracy w szeregu pozornie obiektywnych historii o sztuce. By nie dopuścić do muzeifikacji dzieł - wyrywania ich już nie tylko ze świadomości odbiorcy, ale i z intencji twórcy, i ustawiania ich w bezosobowym, lecz przecież hierarchizującym ciągu muzealnych czy galeryjnych narracji. W tym pytaniu, które słyszeliśmy przy pierwszym spotkaniu ("Co chciałbyś/chciałabyś zastać w tym miejscu za tydzień?"), jest w pierwszej kolejności zwrócenie uwagi na fakt, że idziemy do galerii/muzeum przede wszystkim z osobistym oczekiwaniem, potrzebą dostrzeżenia w pracy artysty jednak jakiejś cząstki własnego świata. Ale jest także otwartość artysty, jego świadectwo gotowości do zadania.

Nie chodzi więc tylko o wyrwanie z objęć cudzych narracji naszego obcowania z dziełem, ale także o wytworzenie szczególnej sytuacji dialogicznej, innej niż otwarcie odbiorcy na świat przedmiotów. Sytuacji, w której jest "ja", i w której jest "ty". Sytuacji dynamicznej, sytuacji zobowiązania.

Lecz także sytuacji ryzyka, bo wynikająca z dużej liczby gości duża liczba życzeń (osiemdziesiąt siedem - ponad cztery godziny spotkań w jasnym pomieszczeniu), przerosła wcześniejsze szacunki, domagając się weryfikacji pierwotnych planów. Jeszcze przed pierwszym wieczorem Łukasz Ogórek był gotów podjąć się możliwie szczegółowego realizowania oczekiwań gości Pracowni Portretu (zakładał, że większa część z nich będzie chciała obiektów - i tak się stało). Takie rzemieślnicze przedmioty realizowane w ciągu tygodnia, byłyby przecież sposobem na zacieśnianie bardzo osobistej relacji "ja" - "ty", opartej na wytwarzaniu niepowtarzalnego działa dla konkretnej osoby, a także szczególnym przekraczaniu samego siebie: własnych ograniczeń i przyzwyczajeń twórczych. Ale przygotowanie prawie setki prac, wciąż jeszcze technicznie wykonalne, oznaczałoby już produkowanie pod presją czasu przedmiotów należących teraz do innego, niemal taśmowego, bezosobowego porządku.

Stąd decyzja: rezygnacja z wykonawstwa na rzecz kolejnej sytuacji, kolejnego zobowiązania, kolejnego spotkania "ja" i "ty". Ale tym razem jeszcze bardziej osobistego. Bo jeśli udałoby się stworzyć - zgodnie z pierwszym planem - zespół prac znajdujących swoje miejsce w ogólnodostępnej przestrzeni Pracowni Portretu, to przecież te mikronarracje dzieł indywidualnych wpisałyby się w jakąś historię ogólniejszą. To drugie spotkanie, w mroku, twarzą w twarz, było kolejnym etapem sytuacji osobistego zobowiązania. I wreszcie była to także sytuacja pewnego poświęcenia, bo decyzja, że jedyną dokumentacją efektu działań staje się doświadczenie dostępne tylko dla "ja" i "ty", jest dla dzisiejszego artysty co najmniej ryzykowna (chciałoby się wręcz powiedzieć - nieopłacalna). Już na początku projektu była chęć wzmocnienia osobistego odbioru dzieła kosztem osłabienia możliwości włączania dzieła w bezosobowe narracje. Po zmianie koncepcji, bezosobowość, której nośnikiem byłby materialny rekwizyt i - zwłaszcza - ogólnodostępna dokumentacja drugiej części Życzeń, została całkowicie odrzucona. Nie wiemy niemal nic o szczegółach spotkań w trakcie drugiej odsłony pracy. Możemy się też tylko domyślać, czym dla Łukasza Ogórka było tygodniowe obcowanie z życzeniami prawie setki uczestników działania: czym było spamiętywanie ich opowieści i uczenie się na pamięć ich imion, czy było to przygotowywanie się do ponownego, bardziej osobistego spotkania, bez wsparcia notatkowego rejestru oczekiwań, zdjęć twarzy i podpisów pod wizerunkami. Czym była ta tygodniowa próba indywidualnego myślenia o każdym, kto przyszedł raz do galerii i przyjdzie do niej raz jeszcze? Czym było dla niego to wyczekiwanie na moment, gdy będzie ponownie wprowadzał gości Pracowni Portretu do pomieszczenia galerii - gdy przez chwilę, w jasnym korytarzu zobaczy twarz drugiej osoby, a potem, już w zupełnie ciemnej sali przywita tę osobę jej imieniem i przypomni ten wieczór sprzed siedmiu dni - i tak bardzo indywidualny, jak na warunki galerii, ale o ile mniej osobisty od tego spotkania po tygodniu.

Nie powstała praca konceptualna, bo - rzecz chyba jasna - ośrodkiem ciężkości w Życzeniach nie jest wyobrażenie sobie dzieła, którego szczegóły opisywał Łukasz Ogórek. W tym rozciągniętym na siedem dni procesie uwaga koncentruje się jednak na spotkaniu, bardzo konkretnym, celebrowanym, w którym "ja" i "ty" definiują się właśnie w tym wzajemnym nazywaniu siebie. W definiowaniu wzajemnego bycia. A bycie nie jest przecież konceptualne. I nie jest to też praca, którą można by wpisywać w ramy zdarzenia teatralnego - bo choć ma swoją dramaturgię, bo choć opiera się na możliwościach gospodarowania czasem, to nie ma tu ani roli, ani widzów. Nie ma grania czyniącego aktorem którąkolwiek ze stron. Łukasz Ogórek nie sugeruje fałszywych tropów, nie tworzy zagadek do rozwiązania, pułapek do ominięcia. A uczestnik, nawet jeśli z odpowiedzi czyni żart, wyzwanie czy próbę kamuflażu, to przecież korzysta - zgodnie z regułami, bo inaczej się nie da - z wolności, którą dostaje w Życzeniach.

Zaskakujące okazuje się rozbudzenie ciekawości dzieła. Przed drzwiami do pomieszczenia, w którym odbywały się spotkania, i w jeden, i w drugi piątek ustawiały się kolejki: obawa Łukasza Ogórka, że przekonanie uczestników do wejścia do wydzielonej sali będzie wymagało jego szczególnych zabiegów nie sprawdziły się. Wychodzący zaś, najczęściej zachowywali przebieg indywidualnych rozmów w tajemnicy: chcieli ocalić doświadczenie Życzeń dla siebie, czy może - przeciwnie - znaleźli najsprawniejszy sposób dzielenia się nimi, podtrzymując ich zasadę prywatności? A może - jeszcze co innego - nie chcieli wyłączać z tego alternatywnego życia dzieła samego Łukasza Ogórka?

Więc choć znamy - z nagrania dokumentującego pierwsze spotkanie - treść życzeń formułowanych przez uczestników, to nie wiemy, jak - nie realizując przedmiotów - spełnił je Łukasz Ogórek. Trudno zresztą wyobrazić sobie analizę takich dzieł, które minimalizowały odwołania do ogólnego, ponadjednostkowego zestawu tropów, dążąc zaś do szukania indywidualnych źródeł wartości, znaczeń, aluzji, metafor. Jak otwierać takie prace, jeśli uniwersalny, erudycyjny klucz, jedyny, którym byśmy dysponowali, z założenia miał do nich nie pasować? W sytuacjach komunikacyjnych, gdy adresat nie jest pojedynczy, gdy nie jest konkretnym człowiekiem, ale gdy jest wielu adresatów, a właściwie każdy z nich jest anonimowy, horyzontem odwołań staje się jakiś bardziej czy mniej uniwersalny zestaw tropów bądź metafor, z którymi się gra. Tak, jak w sytuacji tego tekstu: pisze się go z myślą o wielu czytelnikach, więc się mnoży opisy i uogólnienia wykorzystujące w dużej mierze sprawdzoną poetykę tego typu tekstów, a dla formalnego urozmaicenia można go - na przykład - zacząć akapitem grającym z jakimś dziełem literackim (nazwijmy to opracowaniem motywu). Jeden odbiorca to rozpozna, inny nie, ale klucz do otwarcia tego tekstu, wciąż jest jakoś ogólnie dostępny. Niemniej w pisaniu i czytaniu tego tekstu, nie ma spotkania. To bardziej czy mniej formalna zabawa, do uruchomienia w indywidualnej lekturze, podobne - w schemacie komunikacyjnym - do obcowania z typowym dziełem: czy to przez godzinę obserwowania w zatłoczonym muzeum, czy to poznawania i przez sto lat, w samotności. Do spotkania "ty" - "ja" w ten sposób nie dojdzie.



Piotr Olkusz

Instytut Kultury Współczesnej UŁ / "Dialog" / teatralny.pl




. . . . .






Spacja / sekret



Łukasz Ogórek lubi projektować różnego rodzaju "spacje" - puste, ramowe, receptywne miejsca oraz sytuacje - i zapraszać innych, aby wypełnili je konkretną treścią i własnym działaniem. W ten sposób inicjuje zdarzenia wielogłosowe, konfrontacyjne, wspólnotowe. 26 lutego w łódzkiej Pracowni Portretu przygotował kolejną taką "spację". Fejsbukowy anons przedsięwzięcia ograniczał się do zdjęcia białego, pustego pomieszczenia oraz enigmatycznego tytułu: "Życzenia (mam nadzieję, że to  możliwe)".

Pracownia Portretu składa się z dwóch pomieszczeń: w trakcie wernisaży jedno jest wykorzystywane jako przestrzeń wystawiennicza, zaś w drugim rozgrywa się typowa sytuacja towarzysko-środowiskowa. Tym razem owa funkcjonalna różnica została podkreślona symbolicznie - i termicznie. W otwartym pomieszczeniu "socjalnym", wypełnionym po brzegi gośćmi, panowała ciepła, a nawet gorąca atmosfera, podgrzewana dodatkowo winem i podkręconym ogrzewaniem. Drugie pomieszczenie, będące właściwą "spacją" - białą, pustą, wychłodzoną estetycznie i termicznie - zajmował sam artysta. Było ono zamknięte, a zgromadzeni goście mogli wchodzić tylko pojedynczo, czekając w kolejce. To, co napotykali wewnątrz, mogło być potencjalnie niekomfortowe, deprymujące, a nawet - jak pokazały zachowania niektórych osób - lekko opresyjne. Artysta prosił każdą wchodzącą osobę o  udzielenie przed kamerą odpowiedzi na pytanie: "Co chciałbyś/chciałabyś zastać w tym miejscu za tydzień?"

Ta dość prosta, minimalistycznie pomyślana sytuacja generowała rozliczne możliwości. Dawały się one streścić w serii pytań: Jak poszczególne osoby zareagują na to nieoczekiwane zaproszenie? Czy wyrażą swoje życzenia, marzenia - szczerze, z poczuciem zażenowania, ocierając się o sentymentalizm, jaki niekiedy cechuje takie wypowiedzi, czy zdecydują się odkryć, wyeksponować, obnażyć? Czy też skryją się za jakąś rolę i kreacją, obliczoną na to, by wypaść w określony sposób przed kamerą, w oczach innych, a w ten sposób wyrazić (i poniekąd już spełnić) życzenie innych (życzenie Innego)? Czy wypowiadając życzenia, uczestnicy i uczestniczki będą oczekiwali, że zostaną one naprawdę spełnione, zmaterializowane, i za tydzień faktycznie zastaną w tej przestrzeni to, co sobie zażyczyli? Czy może raczej potraktują całą tę sytuację jako artystyczną grę, konceptualną i wyobraźniową rozgrywkę? Na ile różne założenia co do charakteru tej sytuacji wpłyną na charakter wypowiadanych życzeń? Czy goście potraktują ją jako okazję do skupienia się na sobie, na partykularnych, może nawet narcystycznych życzeniach, czy też zdecydują się wypowiedzieć takie, które dotyczyłyby wszystkich zebranych? Czy będą im życzyć dobrze czy źle? A może raczej skupią się na artyście? Może w jego zaproszeniu dopatrzą się chęci przetestowania granic tego, co możliwe - tego, co może się wydarzyć - i sami zapragną go przetestować: wypowiedzieć życzenie niemożliwe lub przynajmniej trudne do spełnienia? Czy potraktują go w sposób łagodny, z wyrozumiałością, sympatią i empatią, czy też rzucą mu wyzwanie, wypowiadając życzenia niewygodne, krępujące, wredne, a nawet takie, których spełnienie może być niebezpieczne dla jego zdrowia lub życia? I wreszcie, jak sam Łukasz Ogórek ma zamiar wybrnąć z tej sytuacji? Czy będzie chciał spełnić wszystkie życzenia? Czy raczej ograniczy się do tych, które są możliwe do spełnienia? Na czym jednak będzie polegało "spełnianie życzeń" - na ich faktycznej realizacji, na ich materializacji? Jak poszczególne życzenia będą się miały do siebie nawzajem? Czy dadzą się ze sobą pogodzić? Czy niektóre z nich nie będą rozbieżne, a nawet sprzeczne? Jak zmieścić to, co ewentualnie będzie ich ziszczeniem, w jednej niewielkiej przestrzeni? A może w projekt z góry wpisana jest porażka - zderzenie się z barierą jednostkowych możliwości artysty? Jak on sam zamierza poradzić sobie z ewentualnym niezadowoleniem, rozczarowaniem, z możliwymi konfliktami?

Projekt pierwotnie zakładał udział niewielkiej grupy osób, tymczasem swoje życzenia wypowiedziało i pozwoliło zarejestrować blisko dziewięćdziesięcioro gości Pracowni Portretu. Część życzeń odnosiło się do zbiorowego, towarzysko - środowiskowego, a nawet wspólnotowego aspektu sytuacji ("impreza taneczna", "bankiet", "przestrzeń wspólna dla wszystkich", "te same osoby", "tak samo liczne grono", "siebie", "zbiór rozmawiających ze sobą ludzi", "wszyscy zdrowi i szczęśliwi"). Pojawiły się też pojęcia abstrakcyjne ("miłość", "ciepło", "spokój", "emanacja szczęścia i miłości", "spełnienie", "samotność") oraz kwestie "egzystencjalne" ("wskazówki", "żeby się coś zmieniło", "czyste sumienie", "odpowiedź na pytanie: jak żyć?", "to, co jest w życiu najważniejsze", "coś sensownego", "coś tam"). Niektóre osoby "alergicznie" zareagowały na białą, pustą, zimną przestrzeń i starało się ją czymś wypełnić lub zastąpić ("piękny ogród", "wiosenne kwiaty", "las", "feeria barw", kolor wyrażający emocje", "wystawa portretów", "wystawa fotografii lub aktów - kobiecych, ale niedopowiedzianych", "nagi przystojny mężczyzna", "sofy i leżanki", "konsole do gier"), niektóre zaś przeciwnie - starały się zachować lub  zintensyfikować jej cechy ("ta sama przestrzeń", "pustkę", "jeszcze więcej bieli", "dźwięk, który jest ciszą", "wysoko w górach, mróz i wieje"). Wyrażono też oczekiwania związane z artystycznym charakterem przedsięwzięcia ("coś nieoczekiwanego", "coś zaskakującego", "coś, czego się nie spodziewam", "coś, co zmieniałoby percepcję", "spójną wystawę", "kompromisowe rozwiązanie tej krzyżówki - realizację wszystkich tych marzeń"). Odbito też piłeczkę ("zgadnij lub wymyśl, czego chcę i zrób to) oraz dokonano oddolnej krytyki instytucjonalnej ("żebym nie musiał czekać w tak długiej kolejce").

Początkowo, Łukasz Ogórek planował zrealizować - zmaterializować - życzenia w postaci obiektów i urządzić ich wystawę. Ilość życzeń spowodowała jednak, że zmienił decyzję i zdecydował się na działania markowane, symboliczne, realizowane przy użyciu rekwizytów, reprodukcji, materiałów audiowizualnych odtwarzanych z telefonu komórkowego, instrukcji zachowania, opowiadanych anegdot i opisów materialnych obiektów lub sytuacji. Za ich pomocą, tydzień później, 4 marca, w trakcie drugiej odsłony projektu, "spełniał" zarejestrowane wcześniej życzenia. O ile jednak one same zostały upublicznione - z ich dokumentacją można było zapoznać się w pomieszczeniu "socjalnym" Pracowni Portretu, ponownie wypełnionym po brzegi gośćmi - o tyle sposób ich realizacji pozostawał niejawny. Poznawali go jedynie autorzy i autorki poszczególnych życzeń, wchodząc pojedynczo do drugiego pomieszczenia, w którym przyjmował ich Łukasz Ogórek. Tym razem pokój był całkowicie wyciemniony - tak aby wzrok wchodzących długo przystosowywał się do panujących tam warunków. "Sesje" miały wysoce spersonalizowany charakter: artysta pamiętał imię każdej z wchodzących osób i wykorzystując wspomniany już repertuar narzędzi, opowiadał o swoich pomysłach na realizację ich życzeń, prezentował pomocnicze rekwizyty lub materiały audiowizualne, dawał instrukcje działań, w wyniku których życzenia te miały się - w mniej lub bardziej symboliczny sposób - spełnić. Niekiedy pojawiały się pytania, wywiązywał dialog. Czasem spełnieniem życzenia były wykonywane wspólnie działanie, w innym przypadku - działanie miało się odbyć gdzie indziej i w późniejszym czasie.

W przedsięwzięciu Łukasza Ogórka słychać echa różnych "ankietowych" projektów konceptualnych i performatywnych znanych z przeszłości. Wpisuje się ono także w łódzką tradycję prywatno-publicznych działań w pracowniach, alternatywnych galeriach i efemerycznych miejscach, w których wydarzenia artystyczne łączyły się ze spotkaniami i imprezami środowiskowo-towarzyskimi. Nade wszystko można się w nim jednak dopatrywać swoistego "testu" dla estetyki relacyjnej - chęci przekonania się, czy dojdzie do postulowanego przez nią wytworzenia się efemerycznej sytuacji wspólnotowej, zawiązania się bardziej autentycznych więzi międzyludzkich, zaistnienia bezinteresownej komunikacji i wymiany, która przybiera postać ekonomii daru. Wywiad przeprowadzony później - przez piszącego te słowa - wśród uczestników i uczestniczek zdarzenia pokazał, że przedsięwzięcie w dużym stopniu się powiodło: wspominano o pozytywnym zaskoczeniu czystością i intymnością kontaktu, poziomem otwartości i życzliwości, spontanicznym zaangażowaniem, wolnym od podejrzliwości. Wiele wskazuje na to, że w doświadczeniu i odczuciu uczestniczących istotnie doszło do powstania czegoś na kształt chwilowej, emocjonalnej, wyobrażonej wspólnoty. Sprzyjał temu zapewne fakt, że wiele osób z tej grupy łączyły już więzi środowiskowe, przyjacielskie lub przynajmniej znajomościowe. Drugim sprzyjającym elementem było ukierunkowanie sytuacji przez artystę: nacechowanie jej pewnym idealizmem, a także eskapizmem, zapewnienie bodźca zachęcającego do oderwania się od realiów (życzenie, marzenie...), propozycja udziału we współtworzeniu poetyckiej mikro-utopii. Trzeci taki element to ostateczna postać, jaką przybrał projekt, czyli porzucenie pierwotnego pomysłu materializacji życzeń na rzecz opowieści o tym, jak mogłaby wyglądać ich realizacja.

Estetyka relacyjna zakłada, że wspólnotowe sytuacje i relacje wytworzone w ramach działań artystycznych ustanawiają alternatywę dla codzienności zmerkantylizowanych kontaktów międzyludzkich, przybierających nieuchronnie postać wymiany handlowej. Jak wiadomo, koncepcja ta często bywa za to krytykowana: podkreśla się, że relacje wytwarzane przez sztukę nie są żadną alternatywą dla "nowego kapitalizmu", a jedynie symbolem, estetyzacją czy też sublimacją jego mechanizmów. Czyż marketing relacyjny i produkcja spersonalizowanych towarów lub raczej usług, nie posługują się, mniej lub bardziej otwarcie, poetyką "spełniania życzeń"? Czyż współczesny kapitalizm nie nauczył się zawłaszczać i ciągnąć zysków ze społecznościowej "ekonomii daru"? I czy z kolei artyści, budujący swój kapitał symboliczny na projektach relacyjnych, nie robią, przynajmniej w pewnym zakresie, tego samego? Krytyka ta jest pod wieloma względami zasadna i stanowi wyzwanie dla projektów pozostających w orbicie ideowej zbliżonej do estetyki relacyjnej. Wiele takich projektów, także ten wymyślony przez Łukasza Ogórka, można też jednak potraktować jako próby odzyskania i oczyszczenia wartości symbolicznych przechwyconych, zinstrumentalizowanych i zniekształconych w użyciu przez kulturę marketingową. Problem - być może jest to problem dotyczący wszelkiej sztuki - w tym, że są one odzyskiwane jedynie na chwilę, po to, by mogły zaistnieć w sferze "bezinteresowności", "doświadczenia", "eksperymentu", "poezji" itd. Granicą takich projektów jest perspektywa innych możliwych - lub, póki co, niemożliwych - sposobów użycia i istnienia odzyskanych wartości. W projekcie zainicjowanym przez Łukasza Ogórka pojawiło się życzenie, które otwierało taką perspektywę (też zresztą w wymiarze dość symbolicznym): idea dalszego uspołecznienia zaistniałej sytuacji i zorganizowania w Pracowni Portretu tygodniowych warsztatów dla okolicznych dzieci.

W estetyce relacyjnej wyróżniono do tej pory dwa ogólne modele wspólnotowości generowanej w ramach projektów artystycznych: konsensualną i agonistyczną. Projekt Łukasza Ogórka wytwarzał inną wspólnotę, zawiązującą się wokół czegoś, co można by nazwać "doświadczeniem" i "dzieleniem" sekretu. Wszyscy uczestniczący dzielili to samo doświadczenie, ale dla każdego stawało się ono czymś innym i pozostawało sekretem dla innych. Większość osób, przestrzegając niewypowiedzianych reguł gry, nie wyjawiała bowiem tego, w jaki sposób ich życzenie zostało spełnione. Ta wspólnota sekretu miała jednak, tak jak każda, swoich wykluczonych: osoby, które były nieobecne podczas pierwszej odsłony, podczas drugiej mogły jedynie poznać ideę przedsięwzięcia, ale nie mogły już w nim wziąć udziału.


Tomasz Załuski


Wishes



A week later, sitting in complete darkness opposite Łukasz Ogórek, each of us, whether we wanted or not, was reminded of that evening seven days earlier, when - brightly lit and facing him and his camera - we had talked about the work that we would like to see in the gallery the following Friday. We had entered the bright room one by one, leaving behind a queue waiting outside the door, to talk about our own wishes. Everyone has some. And now we are sitting with him face to face. A fluorescent strip on the back of our chair, until a moment ago the only source of feeble light, now already completely shielded with our own back, and the works we had wished, about which he is now telling us, are too invisible to point them with a finger.

Inherent in these wishes is a special kind of care to not leave the issue of contact with works of art in the grip of an impersonal narrative. Not to surrender such experience to some instance that creates a hierarchy of values, defining the place of a given work among a number of seemingly objective narratives about art. To prevent the museumification of works, lest they be uprooted not only from the consciousness of the recipient but from the intent of the creator, and set within an impersonal, but still hierarchising sequence of museum and gallery narratives. The question we heard at the first meeting (""What would you like to find in this place in a week's time?") first of all draws attention to the fact that we go to the gallery/museum primarily with personal expectations, with a need to discern something of own the world in the artist's creation. But there is also the artist's openness and his testament to his readiness for the task.

Therefore, it is not just about reclaiming our communication with the work from the clutches of someone else's narrative but also about producing a specific dialogic situation other than the opening of the recipient to the world of objects. A situation in which there is a "me" and there is a "you". A dynamic situation and one of commitment.

But it is also a situation of risk as it the sheer volume of wishes resulting from the high turnout (eighty seven - more than four hours of meetings in the bright room) exceeded earlier estimates, thus forcing the artist to revise his original plan. Even before the first evening, Łukasz Ogórek had been willing to fulfil the guests' possible expectations (he assumed that the majority of them will wish for objects - and they did). Such items crafted within a week would, after all, be a way of deepening the very personal relationship "me" - "you", based on the production of a unique, custom-made work for a particular person, as well as on the artist's overcoming his own limitations and creative habits. However, making almost a hundred works, while still technically feasible, would have meant that the resulting objects, produced under time pressure, would have belonged to a different, impersonal, almost mass-produced order.

Hence the decision: to give up production in favour of another situation, another commitment, another meeting of the "me" and the "you." Although this time it was even more personal. Because the original plan of creating a set of works in the public space of Pracownia Portretu had been executed, the micronarratives of those works would have become part of a more general story. The second meeting, in the dark, face to face, was another step in a situation of personal commitment. And finally, it was also a situation of sacrifice because the decision that the only record of the effect of actions is an experience that is available only to "I" and "you" is at least risky for an artist today (one is even tempted to say - unprofitable). Already at the beginning the project aimed to strengthen the personal reception of a work at the expense of the likelihood of the work being included in impersonal narratives. When the original idea was revised, impersonality (which would have been conveyed by the material prop and - especially - broadly available documentation of the second part of Wishes) was completely rejected. We know almost nothing about the details of meetings during the second part. We can also only guess what his week-long contact with the wishes of almost a hundred participants meant for Łukasz Ogórek: was he trying to remember their stories and memorising their names, or perhaps he was preparing himself for another, more personal meeting, one without the support of a written registry of expectations, photos and descriptions. What was that weeklong attempt to think in individual terms about everyone who had come to the gallery once and would come again? What was it like for him to wait for the moment when he would bring his guests back to Pracownia Portretu, to the gallery room - when for a moment, he would see the face of another person in a bright corridor, and then greet that person in a completely dark room by his or her name and recall the evening seven days earlier, which had also been very personal, at least for a gallery setting, but much less so than the meeting one week later.

The result was not a conceptual work because it is rather obvious that the focal point of Wishes is not the image of the work whose details Łukasz Ogórek described. In this process, stretched for the duration of seven days, the focus was on a meeting, a very specific and celebrated one, where the "me" and "you" are defined precisely in that very act of mutual naming of one another. In defining their mutual being. And being, after all, is not conceptual. Nor can this work be interpreted in terms of a theatrical event - because although it has its own dramaturgy, although it is based on the possibilities of time management, there is neither a role nor an audience. There is no performance that would make one of the parties an actor. Łukasz Ogórek offers false clues, he does not create puzzles to solve, no traps to bypass. The participants, even if they make their answers into a joke, challenge or attempt to disguise, still make use of the freedom they are given in Wishes (though according to the rules as it cannot be otherwise).

The curiosity that the work has awoken is surprising. People were queuing at the door to the room where the meetings were held both on the first and on the second Friday: Łukasz Ogórek's fear that it would be difficult to persuade the participants to enter the other room turned out unfounded. As for the participants, they mostly kept the content of individual conversations secret: they wanted to save the experience of Wishes for themselves, or perhaps, on the contrary, they found the most efficient way of sharing them by observing the rule of privacy? Or perhaps yet another thing was true, namely that they did not want to exclude Łukasz Ogórek himself from this alternative life of his work?

Therefore, even if we know the contents of wishes formulated by the participants from the video documenting the first meeting, we do not know how Łukasz Ogórek fulfilled them, other than the fact that he did not produce any objects. Besides, it is hard to imagine analysing such works, which minimised references to a general, non-individual set of clues while striving to seek individual sources of values, meanings, allusions, and metaphors. How are we to open such works if the universal erudite key, the only we would have at our disposal, would not fit them on principle? In communicative situations where the recipient is not a single individual, when he or she is not a specific person but there are many recipients and virtually every one of them is anonymous, the frame of reference becomes a more or less universal set of tropes or metaphors that come into play. As in the case of this text: it is being written with many readers in mind, therefore it features numerous descriptions and generalisations employing largely the verified poetics of such texts, while it could be open with a paragraph alluding to some literary work for the sake of formal variety (let us call it developing the theme). Some recipients will recognise it while others will not, but the key to open the text is still somehow available to the public. However, in reading and writing of this text there is no meeting. It is a more or less formal game to be activated in individual reading, reminiscent in terms of its communication model of communing with a typical work: whether it is an hour of watching it in a crowded museum, or learning it for as long as one hundred years in solitude. The meeting of "you" and "me" will not happen this way.




Piotr Olkusz

Instytut Kultury Współczesnej UŁ / "Dialog" / teatralny.pl




. . . . .






Spacja / sekret



Łukasz Ogórek likes to design various types of "spaces" - empty, framing, receptive places and situations - and invite others to fill them with specific content and their own actions. This way, he initiates events of a polyphonic, confrontational and communal character. On February 26 in the Pracownia Portretu in Lodz, he arranged another such "space." The project was announced on Facebook with a simple picture of a white, empty room and the enigmatic title "Wishes (I hope it's possible)."

Pracownia Portretu consists of two rooms; during openings, one is used as an exhibition space, while the other serves as a venue for meetings and socializing. This time, the functional difference was emphasised symbolically - and thermally. The atmosphere in the open, "social" space, filled to the brim with guests, was warm, even hot, raised even further by wine and central heating. The second room, the actual "space" - white, empty, cold both literally and aesthetically - was where the artist himself resided. The room was closed and the assembled guests could only enter it one at a time, while the rest queued outside. What they encountered inside could potentially be uncomfortable, depressing, and even - as the behaviour of some people demonstrated - slightly oppressive. Upon entering, each person was asked by the artist to speak to the camera and answer one question, "What would you like to find in this place in a week's time?"

Such simple, minimalistic premise produced a whole variety of opportunities that can be summarised in a series of questions: How do individuals react to such an unexpected invitation? Will they express their wishes and dreams honestly, with a sense of embarrassment, bordering on sentimentality that sometimes characterises such declarations, will they decide to reveal, expose, or bare themselves? Or will they hide behind some kind of a role or performance calculated so as to make them appear in a certain way in front of the camera, in the eyes of others, and in doing so to express (and to some extent already fulfil) what others (Other) might wish? Will the participants, by voicing their wishes, expect them to be really granted, materialised, and that they are actually going to find what they wanted in the space the following week? Or rather will they treat the whole situation as an artistic game, playing with concepts and imagination? To what degree will different assumptions as to the nature of the situation affect the character of expressed wishes? Will the guests treat it as an opportunity to concentrate on themselves, on their individual, maybe even narcissistic wishes, or will they decide to wish for something that would concern all those gathered? Will they wish them good or ill? Or rather, will they focus on the artist? Maybe they will see his invitation as a desire to test the boundaries of what is possible - what can happen - and they will want to test him themselves in return: wish for something impossible or at least difficult to provide? Will they treat him gently, with understanding, kindness and empathy, or will they try to challenge him with wishes that are uncomfortable, embarrassing, nasty or even potentially dangerous to his health or life should he attempt to fulfil them? And finally, how is Łukasz Ogórek himself going to cope with this situation? Will he want to fulfil all those wishes? Or will he rather limit himself to ones that are attainable? What will "the fulfilment of wishes" entail exactly - their actual enactment, their materialisation? How will individual wishes relate to one another? Will they be mutually inclusive? Will some of them be divergent or even contradictory? How to fit their potential fulfilment in such a small space? Or perhaps failure is an inherent part of the project from the outset - collision with the obstacle of the artist's individual capabilities? How does he intend to deal with possible dissatisfaction, disappointment or potential conflicts?

Originally, only a small group of people were supposed to participate in the project, ultimately however nearly ninety guests of Pracownia Portretu agreed to share and record their wishes. Some of their wishes referred to the collective, social, and even communal aspect of the situation ("dance party," "banquet," "common space for all," "the same people," "a group just as a large at this," "myself/ourselves" "a gathering of people talking to one another," "everyone healthy and happy"). There were also abstract concepts ("love," "warmth," "peace," "emanation of happiness and love," "fulfilment," "loneliness") and notions of "existential" nature ("guidelines," "something changed," "clear conscience," "answer the question how to live," "the thing that is most important in life," "something sensible," "something"). Some people had an "allergic" reaction to the white, empty, cold space, and tried to fill or replace it with something ("beautiful garden," "spring flowers," "forest," "riot of colour," "colour expressing emotions," "exhibition of portraits," "exhibition of photographs or nudes - female but ambiguous," "naked handsome man," "sofas and couches," "gaming consoles"), while other did are the opposite, namely tried to maintain or intensify its features ("the same space," "emptiness," "more white," "sound, which is silence," "high in the mountains, frosty and windy"). Also expressed were expectations regarding the artistic nature of the project ("something unexpected," "something surprising," "something I don't expect," "something that alters perception," "coherent exhibition," "compromise solution to this puzzle - fulfilment of all these wishes"). Some participants responded with challenges on their own ("guess or make up what I want and do it") or a grassroots institutional criticism ("so that I don't have to wait in such a long queue").

Initially, Łukasz Ogórek had planned to fulfil - materialise - wishes in the form of objects that would be then made into an exhibition. As a result of the sheer number of wishes, however, he changed his original idea and opted for a feigned, symbolic approach instead, that is actions carried out using props, reproductions, audio-visual materials played on a mobile phone, instructions on how to behave, narrated anecdotes and descriptions of material objects or situations. A week later, on March 4, during the second edition of the project, he "fulfilled" the wishes he had recorded earlier. However, while the wishes themselves were made public - they were available for viewing in the Pracownia Portretu "social" room, once again filled with guests to the brim- the exact method of their fulfilment remained secret. Only the authors of individual wishes could were told as one by one they entered the other room to meet Łukasz Ogórek. This time, the room was completely dark, so that it would take each entering person quite a while until his or her eyesight adapted to the conditions. The "sessions" were highly personalised in nature - the artist remembered the name of each person and, using the aforementioned instruments, talked about his ideas for the realisation of their wishes, presented auxiliary props or audio-visual material, gave instructions of actions through which the wishes were to be - in a more or less symbolic way - fulfilled. Sometimes there were questions that led to a dialogue. Sometimes the fulfilment of the wish involved an activity carried out together, while in other cases - the action was to take place elsewhere and later.

Echoing in Łukasz Ogórek's undertaking are various past "survey-based" conceptual and performative projects. It also follows the Lodz tradition of public-private actions in studios, alternative galleries and ephemeral places, where artistic events were accompanied by community meetings and socialising. Above all, however, it can be seen as a kind of "test" of relational aesthetics - a desire to see whether the ephemeral community situation occurs as postulated, whether the action results in forging more authentic relationships, selfless communication and exchange, which takes the form of gift economy. When yours truly later interviewed the participants of the event, it was clear that to a large extent the project proved to be a success: the interviewees spoke of their positive amazement with the purity and intimacy of contact, the openness and kindness, and the spontaneous commitment free from suspicion. There are many indications that in the participants did indeed experienced and felt something like a temporary, emotional, imagined community. Such an outcome was most likely helped by the fact that many members of the group had already been colleagues, friends or at least acquaintances. Another contributing factor was how the artist directed the situation: he infused it with some measure of idealism and escapism, providing an incentive to get away from reality (a wish, a dream.) and inviting others to participate in the creation of a poetic micro-utopia. The third element is the ultimate form of the project, namely the decision to abandon the original idea of materialising wishes and opt for telling stories about their potential implementation instead.

According to the principles of relational aesthetics, community situations and relations created as part of artistic actions provide an alternative to the everyday reality of mercantalised interpersonal contacts that inevitably turn into some form of trade. As we know, this concept is often criticised for it: it is stressed that relations produced by art are not an alternative to the "new capitalism," but only a symbol, aesthetisation or sublimation of its mechanisms. Does relational marketing and production of customised goods - or rather services - not use, more or less openly, the poetics of "fulfilling wishes?" Has modern capitalism not learned to appropriate and profit from the social idea of "gift economy?" And do artists who build their symbolic capital on relational projects not do the same, at least to some extent? Such criticism is in many ways justified and represents a challenge for projects within the ideological orbit of relational aesthetics. Many projects, including the one by Łukasz Ogórek, can however also be seen as attempts to recover and purify symbolic values captured, instrumentalised and distorted by marketing culture. The problem - which perhaps applies to all types of art - is the fact that said values are recovered only for a moment, so that they could exist in the realm of "selflessness," "experience," "experiment," "poetry" and so on. Such projects are limited by the prospect of other possible - or, so far, impossible - ways in which the reclaimed values are used and exist. There was a wish in the project initiated by Łukasz Ogórek that opened the following perspective (also in a rather symbolic dimension): the idea to ??make the situation even more social and organise a weeklong workshop for local children at Pracownia Portretu.

Relational aesthetics has so far distinguished two general models of community generated as part of artistic projects: consensual and agonistic. Łukasz Ogórek's project produced another community around what might be called "experience" and "sharing" of a secret. All participants shared the same experience, but for each of them it became something else, secret from others. Most people, in keeping with the unspoken rules of the game, did not divulged how their wish was fulfilled. However, just like all communities, this one also excluded some individuals: those who were absent during the first part could only learn the idea of ??the project when they came to the second meeting, but they could no longer take part in it.

 

Tomasz Załuski